Z Ar-Raszidijja do...
Kicia R. i Dziadek T. spotykają Człowieka i Jego Owcę oraz mają gwiazdy na wyciągnięcie ręki.
Kicia R. i Dziadek T. poszukują mistrza quankido w Rashidiji, by po 12 latach latach odebrać skrzypce mistrza kung fu z Tetouanu. Mistrz nie odnaleziony, ale trop złapany, a list pozostawiony.
Zimno regionu daje się we znaki. Kicia R. i Dziadek T. ruszają dalej bez planu, by w połowie mostu wychodzącego z miasta usłyszeć z dołu “Salam! ça va?” i chodźcie na herbatę. Bezdomny zlepek folii na palach palmowych, a w środku Człowiek i Jego Owca. Piją słodko marokańską kawę i zajadają solone migdały. A człowiek siedzi sobie ze swoją owcą, dwoma psami i pilnują warzyw, niekiedy popalając hasz (“lepiej mieć psa za przyjaciela niż przyjaciela za psa”). Wkrótce Kicia R. i Dziadek T. zostają namówieni na gościnę w jego rodzinie, a w podzięce wnoszą torbę cukierków, kilogram ryżu i kilogram cukru (ku uciesze wszystkich).
Następnego dnia Kicia R. chwyta słońce na twarz i wraz z Dziadkiem T. łapią kolejnego stopa. Kierowca, profesor literatury francuskiej zabiera ich do liceum, gdzie Kicię powala mieszanka cytatów Boba Marleya i Koranu, na szkolnych murach. Profesor zaprasza ich na obiad do domu (“Wedle marokańskiej gościny jesteście Królową i Królem przez 3 dni w moim domu i nic nie robicie, a ja Wam służę. A po trzech dniach jesteście już mieszkańcami domu”. Kuszeni pokusą 3 dniowego rządu, dziękują uprzejmie i yallah!
Wkrótce potem Kicia R. zauważa, że samochody na drodze co raz częściej są terenowe, przyroda niespodzianie ogranicza się do zagajników palm daktylowych, sama droga wkrótce się kończy…
I tu na końcu drogi, Kicia R. ma niebo na wyciągnięcie ręki, gwiazdozbiory blisko i jasno jak nigdy, i czuje, że odnalazła jeden z końców świata!
A to miejsce nazywa się Sahara.
Udostępnij ten post
Twitter
Google+
Facebook
Reddit
LinkedIn
StumbleUpon
Pinterest
Email