SUKHOTHAI
Luźne notatki o tym, co warto spakować wybierając się do Azji Południowo-Wschodniej i o jej podejściu do nowych kulturowych przeżyć, czyli o udziale dzieci w tajskim boksie.
Kicia R. poleca. Wybierając się do Azji Południowo-Wschodniej należy się spakować jak na plażę, czyli zabrać: krem do opalania i książkę. To pierwsze dlatego, że tu kremy i olejki do opalania są dużo droższe oraz w większości wybielające skórę. Natomiast co do książki, to bez obaw, nie chodzi o to by ją dźwigać, a o to, by ją czytać (sic!). Można to robić na przykład kołysząc się w hamaku, a po przeczytaniu bez problemu można taką książkę wymienić w kolejnym hostelu na nową i tą nową przeczytać i potem w następnym hostelu ją wymienić i… Innymi słowy należy zabrać książkę w podróż, aby wciągnąć się w ruchomą, podróżniczą bibliotekę, w której nigdy nie płaci się kar za przetrzymanie, a przecież to jest dopiero deal!
Co zatem Kicia R. zamierza przywieźć do Europy po półrocznej podróży po Azji? Magnes? Spodnie w słoniki? Nie, moi mili, ona zabiera ze sobą z powrotem 3 książki, a przyjechała tu z jedną (dwie pozostałe kupiła, tanio i uczciwie, żeby nie było!). Kilka innych zdążyła już przeczytać i zostawić w kolejnych azjatyckich miastach.
Czy w czasie tej podróży zgłębiła tajniki buddyzmu? Nie. Czy zdobyła inne umiejętności? Tak. Zaczęła na przykład czytać książki w innym niż jej rodzimy języku. W chwili obecnej „Nowy wspaniały świat” i pan Huxley dostarczają jej moc lingwistycznych wrażeń; cóż to za miły językowy challenge!
Jak to w ogóle się stało, że Kicia R. wyjechała do Azji? Jakże zaskakującą będzie odpowiedź, że po prostu lubi podróżować (diagnoza potrzeb), więc wymyśliła nowe dla niej kierunki (ustalenie celu), a potem ciężko pracowała (opracowanie budżetu). Życiowy mini projekt i pojechała. Wszystko jest kwestią wyboru. Wybierasz i jedziesz lub wybierasz i zostajesz. Każda opcja jest dobra, jeśli jest podjętą przez Ciebie świadomą decyzją.
Czy odwiedziła wiele zabytków? Nie. Czy chodziła po muzeach? Nie (póki nie odkryła 3D muzeum i galerię fotografii!). Czy poznała trochę azjatycką kulturę mimo wszystko? Tak. Kicia R. nie lubi odhaczać, tylko lubi po prostu przeżyć; oto prosty przepis na poznawanie i odkrywanie nowego, na przykładzie Tajlandii.
Kilka dni temu Kicia R. poszła na nocną walkę tajskiego boksu. Odbywa się to w ciemnej hali po której pośrodku umieszczony jest ring, podświetlony klasycznymi metalowymi lampami. Pewien Taj zaprasza Sir Lasta nawet do obejrzenia ringu przed walką, więc ten już prawie wchodzi na ring, gdy w ostatniej chwili zostaje jednak zawrócony. Ktoś z ciemnego kąta hali krzyczy, że ring został poświęcony przed dzisiejszą walką i błogosławieństwo nie może pójść na faranga, czyli się zmarnować.*
Czy Kici R. podobała się sama walka, a właściwie siedem ostrych walk pod rząd? Tak, bo było to dla niej nowe i interesujące przeżycie. Co więcej i co najważniejsze samo wydarzenie pchnęło ją do zainteresowania się tematem bardziej. I tak zaczęła się zastanawiać, czy to dobrze, że dzieci od 7 roku życia uczestniczą w publicznych walkach, czyli za widzów mają nie rzadko tłum pijanych dorosłych obstawiających wygrane? Biorąc udział w ustawkach na ringu dziecko zarabia kwotę równowartą miesięcznej lub nawet rocznej pensji osoby dorosłej, a przecież wszędzie gdzie w grę wchodzą pieniądze dzieją się mroczne i złe rzeczy. Dziecko zaangażowane w walki traci co najmniej wspólne podwórkowe zabawy z rówieśnikami i coś co nazywamy beztroskim dzieciństwem. Wygrana walka potrafi wzbogacić nie tylko rodzinę zawodnika, ale dzięki zakładom, nawet całą wioską. Wzbogacić mierzone jes tu jako zapewnienie ciepłego posiłku i wydostanie ze skrajnej biedy. Czy wiąże się to z wykorzystaniem i cierpieniem dziecka? Tak. Badania pokazują (przeprowadzone w Bangkoku na próbie 200 dziecio-zawodników i ich rówieśników-niezawodników), że w wyniku walk mózg młodziutkiego tajskiego boksera, który z racji na jego wiek wciąż się rozwija, dostaje często nieodwracalnych uszkodzeń. Sam obraz rezonansu mózgu takiego dziecka jest według pani doktor podobny do obrazu osoby po wypadku drogowym. Z drugiej strony, jeśli dziecko pochodzi z biednej rodziny, co przecież nie jest wyjątkową sytuacją w Azji, rodzice często wyjeżdżają za chlebem (za ryżem?) do większych miast, czyli znikają z życia swojego potomstwa. Tym samym dziecko zostaje samo, a konkretnie z rówieśnikami znajdującymi się często w podobnej sytuacji i wtedy świat alkoholu i innych substancji psychoaktywnych stoi dla nich wspólnym, negatywnym otworem. Wtedy tajski boks, może być jedną z tych pozytywnych dróg rozwoju zainteresowań, a co za tym idzie wiary we własne możliwości i szeroko pojętej, azjatyckiej akceptacji społecznej. Może być po prostu i przede wszystkim pasją młodego człowieka.
Kicia R. poleca: w internetach pełno dokumentów na ten temat, pooglądajcie i pomyślcie sami. To też jest dobry sposób na poznawanie kultury, czyli samodzielne zgłębianie tematów. Sama Kicia R. nie ma jednoznacznego zdania na temat udziału dzieci w walkach bokserskich, przede wszystkim dlatego, że stara się usilnie poznawać inne kultury niekoniecznie przez pryzmat swojej własnej, czyli europejskiej. Nie wrzuca też wszystkich dzieci (tak jak i dorosłych) do jednego wora, ale stara się z otwartością umysłu podejść do tematu indywidualnie, w zależności od konretnego młodego człowieka. Wtedy rozumie, że historia młodego człowieka uprawiającego tajski boks niesie za sobą różne, często niełatwe zaplecze, ale i niekiedy radość i perspektywę na przyszłość. Z tego powodu za walki w których udział biorą dzieci, podziękuje, woli pójść na spacer, ale zrobi to z pełnym szacunkiem dla tajskich bokserów, zarówno pełno jak i niepełnoletnich.
A wracając do kwestii pakowania dla tych co do Azji się wybierają. Pamiętajcie: krem do opalania, książka i… moskitiera (a przynajmniej dobry power tape, gdyż moskitiery w hostelach są często znacząco dziurawe). Za wszystko inne zapłacisz na miejscu, bahtami, dongami i kipami.
Udanej eksplorki Wam!
Udostępnij ten post
Twitter
Google+
Facebook
Reddit
LinkedIn
StumbleUpon
Pinterest
Email