PAI
O monsunowych dniach wśród ryżowych pól.
Barmanka pyta:
- Co dziś w planach Kiciu?
- A znów popatrzę na pola ryżowe i okoliczne góry, popatrzę jak chmury pary unoszą się nad lasami deszczowymi, posłucham dźwięku cykad, rechotu żab i śpiewu ptaków.
- Wspaniale! A jakie dźwięki wydaje Twoje miasto?
- W Warszawie latem słychać dzieci hasające po podwórkach, czasem przejeżdżające tramwaje, a z mojego dachu wieczorami słychać również dźwięki pobliskiego Zoo*. Nocą natomiast można spotkać chrumkające dziki w Parku Praskim. A jak to jest w Nowym Yorku?
- U nas zależnie od dzielnicy słychać głośną muzykę, gwar samochodów i miauczące nocami koty. Można też spotkać szopy, oposy i kiedyś wkradł się nam do domu skunks.
- Cudownie! A powiedz mi V., widziałam w nocy ludzi chodzących po polach ryżowych w czasie deszczu, świecili latarkami i zdaje się coś zbierali, masz pomysł o co chodzi?
-Hm.. możliwe, że po burzy lokalni ludzie zbierają cykady i koniki polne, bo wtedy jest tych insektów najwięcej na polach. A zbierają je pewnie na pokarm dla uratowanej ostatnio sowy.
Kicia R. patrzy na okoliczne góry pokryte lasami deszczowymi. Gorąco daje się we znaki i odbiera siły na jakiekolwiek spacery czy wyprawy ku większym atrakcjom. Dla Kici R. i tak największą wspaniałością i jednocześnie prawdziwą umiejętnością jest zwyczajnie posiedzieć i popatrzeć na piękno przyrody. Wtedy to dopiero się układają myśli i plany. Od czasu do czasu gorąc przykrywają mroczne, granatowe chmury, które prędko przynoszą kosmiczną ulewę. Wtedy niebo się zrywa, a grzmoty dają efekty dźwiękowe jakby waliły się pobliskie góry. Pioruny i światło wokół nich mają kolor różowo-fioletowy, a ich szybki mig rozgałęzia się ku niebu niewiarygodnie pięknie. Kicia R. obserwuje całość tych przyrodniczych akcji z niepokojem i jednocześnie fascynacją. Po przygodzie, gdy piorun uderzył w barierkę zaledwie kilka metrów od niej, serce bije jej zdecydowanie szybciej w czasie burzy.
- A jak się zrywa taka potężna burza to jak reagują lokalne zwierzęta? - pyta Kicia R.
- Całe dzieciństwo wypasałem wodne bawoły – mówi pewien Laotańczyk - Gdy nadchodziła burza, ja chciałem biec do domu, a bawoły wręcz przeciwnie; to właśnie w czasie deszczu się ożywiały, były szczęśliwe i bardzo trudno było je wtedy zawrócić do gospodarstwa. Niektóre ginęły od uderzeń piorunów; zresztą jak i ludzie, którzy na tereneach wiejskich w czasie burzy nie przerywają pracy w polu, a często są obwieszeni metalowymi ozdobami, które przyciągają pioruny.
W ogóle Kicia R. jest tu w iście hipnotycznym stanie, bo…
Nie ma nic przyjemniejszego ponad słuchanie Dead Can Dance w monsunowe wieczory.
Nie ma nic przyjemniejszego ponad słuchanie suit Bacha Yo Yo My w gorące dni.
Nie ma nic przyjemniejszego ponad słuchanie śpiewu ptaków, nawoływań z dżungli i szumu cykad o zmierzchu.
Nie ma nic przyjemniejszego w odkrywaniu radości tu i teraz.
Ciach! Kicia R. wprawnym klaskiem zabija komara tygrysiego (azjatyckie warunki sprawiają, że jest on większy niż te europejskie, jest czarny w białe paski i podobno to on jest odpowiedzialny za rozprzestrzenianie się dengi), bo nic nie jest w stanie zburzyć jej osobistej definicji zen. Sir Last chwyta już komary palcem wskazującym i kciukiem w locie. Szacun!
Problemy i potyczki dnia doganiają ją zawsze, gdziekolwiek na świecie nie jest, ale to Azja dała jej owocną lekcję pokory i dystansu. Pokory wobec natury, dystansu wobec przyziemnych problemów. A przecież nie rozmawiała z buddyjskimi mnichami, ani też nie chodziła na uduchowione medytacje? Czyżby wystarczyło, że oddychała tutejszym powietrzem? Kicia R. po to przyjechała do Azji i to właśnie odnalazła. Samoświadomość.
*Praga Północ Love
Udostępnij ten post
Twitter
Google+
Facebook
Reddit
LinkedIn
StumbleUpon
Pinterest
Email