Bangkok
Kicia R. leci do Azji. Z biletem w jedną stronę.
Kicia R. i Sir Last lądują w Azji Południowo-Wschodniej. Po raz pierwszy. Z biletem w jedną stronę. Gdy wysiadają z samolotu, łapczywie chwytają nowe zapachy jakie niesie powietrze. W wilgoć i gorąc Bangkoku wkrada się delikatny zapach mułu rzecznego.
W ciągu kilku pierwszych godzin zaliczają jazdę tuk tukiem, jazdę autobusem (drewniana podłoga love) na gapę (kontroler nie umie im pomóc gdzie i jak, więc nie przyjmuje pieniędzy), pierwsze komarowe ugryzienia i pierwsze jedzenia, które nie wiadomo czym są.
Bangkok zaskakuje Kicię czystością i spokojem. Żadnych milionów motorów, tłumów na ulicach czy deptania po śmieciach. Kicia szybko dowiaduje się, że nie lubi świeżych kokosów (dobra cena i imponujące władanie tasakiem u sprzedawczyni to nie wszystko). Za to bardzo lubi słuchać nieznanych jej dotąd melodii tropikalnej przyrody (aż brak słów, jest taka…).
Po północy, otoczeni moskitierą Kicia R. i Sir Last zasypiają. Śpią 11 godzin, a gdy się budzą ich serca biją powoli, a umysły spowalniają również prawie do zera. Życie bez prędkości. Cały dzień leżą zatem pod moskitierą. Sir Last wymiotuje, Kicia R. słabiutka. Oswajają się z tropikiem. Podobno nawet lokalni mieszkańcy narzekają dziś na duchotę.
Tego dnia Kicia R. próbuje zupy, która jest ostra sama w sobie, ale potem myli pływającą w niej zieloną mini papryczkę z liściem. Wtedy nie tylko płacze, smarcze i skacze, ale pierwszy raz prawie wymiotuje przez piekło na języku i w gardle. Witamy w Tajlandii. Jest cudnie!
Udostępnij ten post
Twitter
Google+
Facebook
Reddit
LinkedIn
StumbleUpon
Pinterest
Email